14 lipca 2008

Wejście na Rysy

Po górach lubiłem chodzić od dziecka, ale na najwyższy Polski szczyt wszedłem stosunkowo niedawno. Wraz ze znajomymi postanowiliśmy się wybrać w lipcu w Tatry. Gdy po kilku dniach przeszliśmy przez wszystkie większe doliny i zaliczyliśmy Giewont i Czerwone Wierchy wpadliśmy na pomysł by przed wyjazdem zdobyć Rysy.

Niestety pogoda zaczęła się psuć i przez dwa dni lał deszcz. Ustaliliśmy, że jeśli następnego ranka będzie lało to i tak pojedziemy do Palenicy i wejdziemy pod Czarny Staw, a jeśli pogoda wówczas będzie sprzyjająca to ruszymy na szczyt. Rankiem wyruszyliśmy z naszej kwatery o 7:00 w ulewnym deszczu. Przy dworcu wsiedliśmy w busik, który szybko zawiózł nas do Doliny Rybiego Potoku. Mimo paskudnej pogody do Morskiego Oka jak zwykle uderzały tłumy, co z jednej strony trochę męczyło, z drugiej dodawało otuchy, że nie tylko my postanowiliśmy przy tak fatalnych warunkach atmosferycznych wyruszyć na wycieczkę.


2 kilometry przed schroniskiem nad Morskim Okiem chmury zaczęły znikać i gdy doszliśmy do jeziora niebo było niebieskie i grzało Słońce. Był to dla nas znak, by kontynuuować wyprawę.
Dość szybko osiągnęliśmy Czarny Staw, a widząc, że dobra pogoda się utrzymuje, zaczęliśmy iść
wyżej.

Trasa od Czarnego Stawu jest dość męcząca, dlatego gdybyśmy wcześniej nie mięli 8-dniowej zaprawy w chodzeniu po górach, padlibyśmy na zawał. Zdecydowanie nie polecam jej osobom, które przyjechały w Tatry po raz pierwszy i są tam od 2-3 dni. Rozrzedzone powietrze plus stroma ścieżka mogą dać się ostro we znaki.

Widoki na szlaku na Rysy są oszołamiające i dla nich naprawdę warto się nieco zmęczyć.

Wielkie przestrzenie i surowe skalne ściany że człowiek czuł się jak w innej rzeczywistości, czuł respekt do przyrody. Po drodze usłyszeć mozna było świergot siwerniaków, rzadkich w Polsce ptaków przypominających nieco drozda.


Im wchodziliśmy wyżej, tym szlak robił się trudniejszy. Najgorsze było to, ze z góry schodziła masa turystów i blokowali często na kilkanaście minut. Po niektorych odcinkach na grani nie da się wymijać i jest to niewątpliwie spory mankament tego szlaku.
Gdy pogoda zaczęła się psuć ruszyliśmy szybciej do góry. Widoki zapierały dech w piersiach, jednak wszyscy zaczęli odczuwać zmęczenie. Sporych trudności dostarczyło przejście przez przełęcz pod samym szczytem, gdyż wymaga to przełamania pewnych oporów i ludzie z lekkim lękiem wysokości mogą mieć z nim pewien problem. Idąc po wąskiej grani trzymając się jedynie łańcucha człowiek może czuć się niezbyt komfortowo.
Na szczęście nam się udało. Szczyt zdobyliśmy z wielką satysfakcją. Wypiliśmy po łyku herbaty z termosu i ruszyliśmy w dół. Wielu turystów nocuje po słowackiej stronie w schronisku, ale my nie mięliśmy dowodów, więc ruszyliśmy z powrotem w dół.
Od razu dały o sobie znać kolana, podczas schodzenia zaczęły boleć, co spowodowało spowolnienie marszu. Gdy zeszliśmy nad Czarny Staw zaczęło się sciemniać. Po drodze turyści ostrzegali nas abyśmy zachowywali się dosyć głośno, gdyż po zmroku w tej okolicy kręci się niedźwiedzica. Zaskoczona przez turystów może zaatakować.
Wobec tego całą drogę do parkingu w Palenicy śpiewaliśmy piosenki.
Na dole byliśmy o 22.
Szlak jest naprawdę fajny, widoki fantastyczne, w pogodny dzień dość tłoczno, ale zdecydowanie polecam.
Szakal

1 komentarz:

Michał Kucharski pisze...

Ciekawe, dla mnie zwłaszcza siwerniaki :) Czy oprócz tego, że słychać świergot, da się je zobaczyć w jakiejś rozsądnej (fotograficznej) odległości? Byłem na Rysach kilka(naście?) lat temu, ale wtedy ptaki mnie jeszcze nie interesowały :)