![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEj_vQy6Xuq97gvrCxwAcfnB8EIt9lu25KNVWnqxKpxj_TakooTBbdbcQClzDnYFXJcUqJpeMEQUFIGkJvkeymMmnPCuooknxX2Z4yKKbv7zLnLivIMuqAOJIw8J2RwkC7beG8J0EHI_2A6B/s400/0_96023061%5B1%5D+Kosinscy.jpg)
Biebrza to niezwykła rzeka. Po pierwsze dlatego, że płynie poprzez ogromne bagna nie przekształcone zbytnio przez ludzi, a po drugie dlatego, że w niektórych miesiącach łatwiej spotkać tu Holendra czy Niemca niż Polaka. Od nich wszystkich łatwiej za to zobaczyć łosia..
Płynąc po Biebrzy od razu zauważyć można, że rzeka bardzo meandruje i ma dość silny nurt. Ma to swoje dobre i złe strony. Dla kajakarzy jest to lekko denerwujące, bo nie można się porządnie rozpędzić, co chwila zakręt, za nim następny i następny. Dla osoby która płynie szerszą łodzią lub pontonem jest to duża wygoda, gdyż może położyć się wygodnie, a łódź niesie sama, słońce opala ze wszystkich stron. Gdy widzimy interesujący obiekt możemy przyjrzeć się mu kilka razy zanim zniknie za murem wysokich trzcin. Jest to ważne zwłaszcza dla fotografów i obserwatorów zwierząt.
Mało wygodne na Biebrzy jest to, że miejsc do postoju jest stosunkowo niewiele. Poza okolicami większych miejscowości (takich jak Goniądz czy Osowiec) brak lepszych miejsc do kąpieli. Niewiele lepiej jest zresztą na Ełku czy Jegrzni, skądinąd pięknych rzekach. Niezbyt przyjemne jest również to, że często przez kilka kilometrów nie widać nic oprócz trzcin. Nawet ornitolodzy i miłośnicy ciszy mogą doznać na takich odcinkach lekkiego znudzenia. Gdy tylko zobaczy się fragment skoszonej łąki, na której można stanąć suchą nogą natychmiast chce się wyjść. Raz w ten sposób zostawiłem z ojcem łódź i poszliśmy na rekonesans po okolicy, jednak po kilku minutach zauważyliśmy z daleka, że nasz ponton odpływa. nurt w tym miejscu dość rwący, ale największy problem to nie dopłynąć do niego, ale do niego wejść. Challenger 500 o grubych burtach to ponton dość spory, ale z wody nie da się na niego wejść, gdy jest pusty nie wywracając go. Problem w tym, że poza łączką, gdzie przycumowana była łódź wszędzie na obu brzegach rosły 2 metrowe trzciny. Trzeba było przyholować ponton do nich, wleźć na podwodne korzenie trzcin i odbić się by dostać się na łódź...
Często nad Biebrzą trudno o sklep czy w ogóle o ludzką osadę (zwłaszcza jeżeli płynie się pontonem) więc w czystą wodę lepiej zdobyć samemu. Wystarczy wziąć filtr do wody (taki zwykły dzbankowy kuchenny) przefiltrować odpowiednią ilość i przegotować. Robiłem setki razy na kilkunastu polskich rzekach i jeziorach i nigdy się nie zatrułem, ani tego nie żałowałem. Oczywiście metody tej nie należy stosować w terenach gdzie klasa czystości wody wynosi 3 lub gorzej (zwłaszcza w okolicach dużych miast). Widziałem śmiałka który tą metodą przefiltrował wodę z kałuży na drodze, ale ów zignorował, że jeździły tamtędy samochody i w wodzie były śladowe ilości benzyny. Chorował później przez tydzień..
Mało wygodne na Biebrzy jest to, że miejsc do postoju jest stosunkowo niewiele. Poza okolicami większych miejscowości (takich jak Goniądz czy Osowiec) brak lepszych miejsc do kąpieli. Niewiele lepiej jest zresztą na Ełku czy Jegrzni, skądinąd pięknych rzekach. Niezbyt przyjemne jest również to, że często przez kilka kilometrów nie widać nic oprócz trzcin. Nawet ornitolodzy i miłośnicy ciszy mogą doznać na takich odcinkach lekkiego znudzenia. Gdy tylko zobaczy się fragment skoszonej łąki, na której można stanąć suchą nogą natychmiast chce się wyjść. Raz w ten sposób zostawiłem z ojcem łódź i poszliśmy na rekonesans po okolicy, jednak po kilku minutach zauważyliśmy z daleka, że nasz ponton odpływa. nurt w tym miejscu dość rwący, ale największy problem to nie dopłynąć do niego, ale do niego wejść. Challenger 500 o grubych burtach to ponton dość spory, ale z wody nie da się na niego wejść, gdy jest pusty nie wywracając go. Problem w tym, że poza łączką, gdzie przycumowana była łódź wszędzie na obu brzegach rosły 2 metrowe trzciny. Trzeba było przyholować ponton do nich, wleźć na podwodne korzenie trzcin i odbić się by dostać się na łódź...
Często nad Biebrzą trudno o sklep czy w ogóle o ludzką osadę (zwłaszcza jeżeli płynie się pontonem) więc w czystą wodę lepiej zdobyć samemu. Wystarczy wziąć filtr do wody (taki zwykły dzbankowy kuchenny) przefiltrować odpowiednią ilość i przegotować. Robiłem setki razy na kilkunastu polskich rzekach i jeziorach i nigdy się nie zatrułem, ani tego nie żałowałem. Oczywiście metody tej nie należy stosować w terenach gdzie klasa czystości wody wynosi 3 lub gorzej (zwłaszcza w okolicach dużych miast). Widziałem śmiałka który tą metodą przefiltrował wodę z kałuży na drodze, ale ów zignorował, że jeździły tamtędy samochody i w wodzie były śladowe ilości benzyny. Chorował później przez tydzień..
![](https://blogger.googleusercontent.com/img/b/R29vZ2xl/AVvXsEifNYIVIlgXE9ryNGQM_zHB1IBJHCXIeHSEm5X2wFglqIWjO3XmMeI6PNX6INE0KImY7XSU9dQDhTLWAz4j880G_7DsIjUKjMN5G5fsctyESiigUGxadqhtpqGRj1NbWqRYmSlIxfCpdViH/s400/0_los_WW_040901_036_Kosinscy.jpg)
Co do uciążliwości nad Biebrzą nie sposób nie wspomnieć o gzach i komarach. Człowiek po setnym ugryzieniu już się przyzwyczaja, ale chciałoby się uniknąć tego wszystkiego. W dzień na otwartych przestrzeniach królują gzy, które nie dają spokoju i czasem wolałem w upalny dzień wskoczyć do wody i płynąć kilometr przy łodzi niż narażać się na ich ataki. Wieczorami oraz w lasach panują za to komary. Rekordową ich ilość widziałem na południowym krańcu Czerwonego Bagna, gdzie letnim wieczorem w podmokłym olsie tropiłem młodego łosia. Gdy zbliżyłem się do niego na odległość 50 metrów i mogłem się mu przyjrzeć, zamarłem w bezruchu, wstrzymałem oddech. Wtedy usłyszałem tylko jeden wszechogarniający dźwięk – bzyczenie wygłodniałych komarów. W kilka sekund na każdym centymetrze kwadratowym miałem 1-3 komary. Mimo dość grubego odzienia jak na upał, natychmiast zacząłem być naturalnym dawcą krwi dla setek insektów. Widok łosia był jednak tego wart.
O ptakach nad Biebrzą wszyscy piszą więc nie będę się na ten temat szeroko rozwodził. każdy kto interesuje się ornitologią po prostu musi choć raz tu przyjechać (wiosną, latem czy wczesną jesienią).
Warto uzmysłowić sobie, że dla niektórych gatunków specjalnie przyjeżdżają tu na urlop ludzie z Europy zachodniej, których stać na wypoczynek na Karaibach. Ale mogę ich zrozumieć. W całej Holandii gniazduje np. kilka par żurawi, czyli tyle ile można zobaczyć tu codziennie nie ruszając się z miejsca. Błotniaka stawowego widzi się tutaj co 15 minut, czasem na nadrzecznych wierzbach siedzi ich po kilka. Kiedyś spotkaliśmy na polu namiotowym małżeństwo Holendrów, którzy stwierdzili, że przez kilka dni zobaczyli nad Biebrzą więcej gatunków ptaków wodno-błotnych niż przez kilka lat w Holandii.
I jeszcze o bobrach. Gdy wieczorem płynie się po Biebrzy z lewa i prawa dobiegają nas co jakiś czas odgłosy przypominające wrzucenia wielkiego kamienia do wody. To bobry. Są tu ich całe masy. Trudno wyobrazić sobie lepsze miejsce do ich obserwacji. Wystarczy po zmroku lub o świcie stanąć na brzegu, a po jakimś czasie zobaczymy w wodzie ciemny punkt przesuwający się pod prąd.
Warto uzmysłowić sobie, że dla niektórych gatunków specjalnie przyjeżdżają tu na urlop ludzie z Europy zachodniej, których stać na wypoczynek na Karaibach. Ale mogę ich zrozumieć. W całej Holandii gniazduje np. kilka par żurawi, czyli tyle ile można zobaczyć tu codziennie nie ruszając się z miejsca. Błotniaka stawowego widzi się tutaj co 15 minut, czasem na nadrzecznych wierzbach siedzi ich po kilka. Kiedyś spotkaliśmy na polu namiotowym małżeństwo Holendrów, którzy stwierdzili, że przez kilka dni zobaczyli nad Biebrzą więcej gatunków ptaków wodno-błotnych niż przez kilka lat w Holandii.
I jeszcze o bobrach. Gdy wieczorem płynie się po Biebrzy z lewa i prawa dobiegają nas co jakiś czas odgłosy przypominające wrzucenia wielkiego kamienia do wody. To bobry. Są tu ich całe masy. Trudno wyobrazić sobie lepsze miejsce do ich obserwacji. Wystarczy po zmroku lub o świcie stanąć na brzegu, a po jakimś czasie zobaczymy w wodzie ciemny punkt przesuwający się pod prąd.
Mimo trudów które nas tu czekają, naprawdę warto tu przyjechać.
Szakal
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz